W niedzielę 27 maja 2012 roku uczestnicy Rajdu na Raty organizowanego przez Oddział PTTK Sudety Zachodnie w Jeleniej Górze spotkali się wcześnie rano by wyruszyć w czeskie Góry Izerskie. Głównym celem wycieczki było wejście na Jizerę (1122 m npm), nieco niższą od Smrka (1124) czy Wysokiej Kopy (1126) ale za to dobrze widoczną już z daleka dzięki znajdującemu się na niej grzebie-niowi skalnemu. Tym razem mieliśmy do pokonania dobrze ponad dwadzieścia kilometrów przy kil-kusetmetrowym przewyższeniu. Nie była to zatem łatwa trasa. Na szczęście pogoda była wyśmienita. Miało to być naszym atutem. Przynajmniej tak nam się wydawało.
Wodospad na potoku Jedlová. Foto: Krzysztof Tęcza |
Wyruszyliśmy z miejscowości Josefův Důl i poszliśmy ścieżką dydak-tyczną Jedlovỳ Důl, wzdłuż potoku Jedlová. Ścieżka nie dość, że bardzo kamienista, pnie się coraz mocniej pod górę. Niektórzy już zaczynają zdejmo-wać niepotrzebne odzienie. Inni zmie-niają przepocone bluzki. W sumie nie wiadomo po co. Przecież za chwilę te świeże też będą mokre. Przed nami jeszcze prawie osiem kilometrów pod górę. Po chwili docieramy do pięknego kilkunastometrowego wodospadu. Jego widok rekompensuje nam do-tychczasowy wysiłek. Wyraźnie widać jak przybyło nam sił. Powoli nasza kilkudziesięcioosobowa grupa zaczyna się rozciągać. Gdy minęliśmy drewnia-ne kładki ułatwiające poruszanie się po torfowisku i dotarliśmy do "pięknej" betonówki, ci którzy mieli więcej sił byli już na samym jej końcu, a ci słabsi na początku. Znowu zaczynamy za-zdrościć pojawiającym się tu rowerzy-stom. Takim to dobrze.
Docieramy do miejsca zwane-go Pod Čihadlem. Robimy mały odpo-czynek tak by ci bardziej zmęczeni mogli dociągnąć do grupy. Dawniej w tym miejscu spotkać można było kłu-sowników polujących na ptaki, które właśnie tu miały swój punkt odpo-czynku podczas przelotów.
Wkrótce dotarliśmy do cieka-wego miejsca: Na Knejpĕ. Byliśmy bar-dzo zaskoczeni gdy okazało się, iż mały bufet jaki czynny jest tu w okresie zimowym teraz także działa. Nie wypadało nie skorzystać z takiej okazji. Zrobiliśmy zatem dodatkowy nieplanowany odpoczynek połączony z degustacją czeskiego piwa i drobnymi przekąskami. Wkrótce zrobiło się tu bardzo tłoczno. Pojawiło się kilka grup rowerzystów. A wśród nich jeden wyjątkowy. Swój rower, który nazwał Káravan, przerobił na coś w rodzaju rikszy. Fajnie to wyglądało. Nic dziwnego, że wszyscy mieli do niego wiele pytań no i oczywiście każdy chciał zrobić sobie z nim zdjęcie.
Zdjęcie z lewej przedstawia beto nówkę a z prawej niezwykły rower. Foto: Krzysztof Tęcza
Czas jednak naglił. Ruszyliśmy w stronę widocznej grzędy skalnej na Jizerze. Pozostało nam już tylko 1,5 kilometra ale za to 141 metrów przewyższenia. Dalszy marsz powoli zamieniał się we wspinaczkę. Było coraz stromiej, ale także coraz bardziej kamieniście. Jednak gdy dotarliśmy pod szczytową grzędę skalną nic nas nie mogło powstrzymać by wdrapać się na nią. Zwłaszcza, że dla ułatwienia zamontowano tu metalowe drabiny. Widok z góry był wspaniały. Niestety dodatkowy postój pozba-wił nas rezerwy czasowej jaką mieliśmy do odjazdu pociągu. Musieliśmy iść dalej. Po drodze spotkali-śmy ponownie grupkę kolarzy. Tym razem byli to Niemcy. Ciekawie wyglądało jak dziewczyny targały rowery na plecach by podejść na szczyt.
Zdjęcie z lewej przedstawia ciekawy pomnik a z prawej odpoczynek w miejscu zwanym Na Knejpĕ . Foto: Krzysztof Tęcza
Ruszyliśmy w dół, mijając betonowy bunkier (řopik) i stanęliśmy na króciutki odpoczynek w Horskiej Chacie Smĕdava by uzupełnić płyny. Dalej było coraz bardziej w dół. W końcu mieliśmy do-trzeć do miejsca, z którego wyruszyliśmy. Ktoś bardziej przytomny spojrzał na zegarek. Okazało się, że na przejście 7,5 km dzielących nas od stacji mamy półtorej godziny. Nie było wyjścia. Trzeba było
Jizera. Foto: Krzysztof Tęcza
Smĕdava. Foto: Krzysztof Tęcza
przyśpieszyć kroku. I to bardzo. Jeśli nie zdążylibyśmy na nasz pociąg następne połączenie mieliśmy dopiero następnego dnia. Świadomi tego szliśmy coraz szybciej i o dziwo okazało się, iż dotarliśmy na stacje kilka minut przed odjazdem pociągu. Okupiliśmy to jednak wielkim wysiłkiem. Wyraźnie czuli-śmy skąd wyrastają nam nogi. Jednak gdy pociąg ruszył wszystko minęło i byliśmy zadowoleni z tego co zobaczyliśmy na dzisiejszej wycieczce.
Krzysztof Tęcza