Włodzimierz Bayer, Włodek, znany był chyba każdemu kto wędrował po Karkonoszach. Ale nie tylko. Przez wiele lat jego pasją było poznawanie Beskidów. Dopiero później, kiedy dotarł w Karkonosze pojął, że to jest to. Postanowił pozostać tu na stałe. Zapisał się na kurs przewodnicki i po uzyskaniu uprawnień zaczął oprowadzać wycieczki. Jednak nigdy nie poprzestał na tym. Cały czas pozyskiwał nową wiedzę o historii tych terenów, o jej zabytkach, ciekawostkach. Poznawał także sam teren. Zachwycał się krajobrazem. Dzięki temu znał wiele zakątków i miejsc, które dla innych wciąż były tajemnicą. Chętnie dzielił się swoją wiedzą, zarówno teoretyczną jak i praktyczną z innymi. Mimo tego często brał udział w spotkaniach doszkoleniowych dla przewodników. Brał też udział w seminariach i spotkaniach dotyczących naszego terenu.
Foto: Krzysztof Tęcza
Włodek, jako przewodnik, oprowadzał grupy po górach, jednak wiele czasu poświęcał dla turystów prowadząc wycieczki społecznie. Chętnie udzielał się w działalności dla naszego oddziału PTTK. Początkowo prowadził wycieczki z cyklu „W niedzielę nie ma nas w domu” zapoczątkowane przez Mieczysława Holza. Później wymyślił własny cykl „Wycieczek z bajerem”. W końcu zaczął prowadzić wymyślone przeze mnie „Spacery krajoznawcze’. I muszę przyznać mimo że spacery te wymagały wiele wysiłku i poświecenia swojego czasu Włodek ciągle dzwonił do mnie z pytaniem: Krzychu kiedy mogę poprowadzić kolejną wycieczkę?
Włodek, mimo swojego wieku, miał dobrą kondycję. Mogłem to zaobserwować podczas wielu wspólnych wycieczek po Karkonoszach. Kiedy wyruszaliśmy sami, we dwójkę, i nic nie ograniczało naszych pomysłów, staraliśmy się poznawać zapomniane miejsca w górach. Często nasze wędrówki trwały kilka dni, wtedy Włodek ujawniał swój kunszt kulinarny. Przygotowywał z przyniesionych przez nas produktów pyszne dania. Gdy nocowaliśmy w chatkach nigdy nie unikał zwyczajowych prac związanych z pobytem w takim miejscu. Zawsze pomagał w narąbaniu i przyniesieniu zapasu opału czy posprzątaniu chatki i zabraniu znajdujących się tam śmieci.
Zresztą w życiorysie Włodka jest okres kiedy był chatarem w chatce AKT. Trwało to pięć lat. Mieszkał wówczas w chatce, którą się opiekował. Jednak słowo mieszkał nie oddaje w pełni tego czym się tam zajmował. Włodek bowiem, tak jak każdy chatar, przede wszystkim opiekował się chatką, dbał o porządek w niej i wokół niej, pilnował by zawsze była gotowa do przyjęcia turystów. Dbał także o egzekwowanie spraw regulaminowych. Często jego zachowanie nie podobało się przybyłym, zwłaszcza takim, którzy chcieli potraktować to miejsce jako punkt wypadowy do „dobrej zabawy”. Na to nigdy nie pozwalał i właśnie ta postawa niejednokrotnie wywoływała sprzeciw. Zawsze jednak potrafił wybrnąć z takich sytuacji zwycięsko. Oczywiście wiązało się to z późniejszymi opowieściami krążącymi po okolicy. Tym jednak Włodek się nie przejmował. Był „twardzielem”.
Foto: Krzysztof Tęcza
Ponieważ Włodek w swoim życiu zawodowym był pilotem wojskowym posiadał niezwykły dar. Potrafił w mgnieniu oka zorientować się w terenie czy spojrzawszy na mapę zapamiętać jej szczegóły co pozwalało mu na odnalezienie się w terenie. Oczywiście nie oznacza to, że nigdy się nie zgubił w górach. Zdarzało się, że nieraz błądziliśmy ale były to sporadyczne przypadki. Co ważniejsze takie nieplanowane zejścia ze szlaku przyczyniały się do znajdywania ciekawych miejsc czy szczegółów ukrytych w zaroślach.
Muszę zdradzić, że Włodek starał się zbierać wszelkie zasłyszane ciekawostki, nawet te nieprawdopodobne. Wiele razy, gdy odwiedzałem go w domu, dzielił się ze mną takimi sprawami, prosząc bym spróbował je zweryfikować.
Wiele razy zabierałem Włodka na rozpoznanie terenu. Mam bowiem zwyczaj sprawdzania terenu przed ważniejszymi imprezami. Początkowo zastanawiałem się czy czynię właściwie proponując Włodkowi udział w takich wycieczkach. W końcu wydawało mi się, że zna on teren na tyle dobrze, że już niczym nie mogę go zaskoczyć. Okazało się jednak, że nie tylko chętnie brał udział w tych wycieczkach ale wyrażał swoją wdzięczność za możliwość uczestniczenia w tych poszukiwaniach. Ba, okazywał wielką radość gdy trafialiśmy na coś czego jeszcze nie znał.
Włodek dłuższy czas chorował. Nie poddawał się jednak. Wciąż walczył mając nadzieję, że chemia przyniesie oczekiwane rezultaty. Niestety po chwilowym uśpieniu, choroba powróciła. Było coraz ciężej. Włodek coraz bardziej potrzebował zarówno pomocy jak i po prostu samej obecności drugiego człowieka. Nie pozostał jednak sam. Niemal codziennie odwiedzali go znajomi. Przyjeżdżali zarówno do domu jak i do szpitala. Gdy choroba przykuła Włodka do szpitalnego łóżka dowiedział się ilu ma przyjaciół. Nie było dnia by ktoś nie potrzymał go za rękę. I nawet gdy w ostatnich dniach nie do końca był świadom tego co się wokół niego dzieje czuł bliskość znajomych. Czuł, że nie pozostawili go samego.
Foto: Krzysztof Tęcza
Pogrzeb Włodka odbył się 7 listopada 2018 roku. Zgodnie z jego życzeniem pochowano go na nowym cmentarzu w Cieplicach. Wielu z uczestników ceremonii pogrzebowej powiedziało kim w ich życiu był Włodek. Wiadomo, że współpracował on z Towarzystwem Izersko-Karkonoskim, był zawiązany ze Szkołą Narciarską „Aeskulap”, jednak najdłużej, bo od 1963 roku działał w ramach Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego. Najpierw w Poznaniu, później w Jeleniej Górze.
Jak już wspomniałem przez wiele lat był gospodarzem w chatce AKT. Nic więc dziwnego, że drugim jego życzeniem było odwiedzenie chatki po raz ostatni. Aby spełnić to życzenie zaprosiłem wszystkich dla których Włodek był w jakiś sposób ważny na wspólny spacer w góry tak by właśnie w chatce powspominać Go. Spotkaliśmy się 12 listopada 2018 roku i udaliśmy się na Bażynowe Skały gdzie znajduje się ołtarzyk, na którym ustawiliśmy zapalone znicze.
Myślę, że Włodek, patrząc tam z góry, uśmiechał się do nas. A my, no cóż, zeszliśmy na dół, do codzienności. Nie znaczy to jednak, że zapomnimy o naszym Koledze. Wręcz przeciwnie, będziemy o nim pamiętali. Wszak był on postacią nietuzinkową.
Krzysztof Tęcza